wtorek, 12 sierpnia 2014

"Wszystkich traktuję jednakowo"

   Kolejny raz rozpadłam się dziś na milion kawałków........... kolejny raz przez nią - moją macochę....
Tata ponownie ożenił się 1,5 roku po śmierci mamy. Dziś wiem i rozumiem że zrobił to przede wszystkim dla mnie i mojego 3 lata młodszego brata. Byliśmy małymi dziećmi , które potrzebowały mamy a On nie umiał nam jej zastąpić. Były jeszcze starsze siostry jedna miała już własną rodzinę a drugiej nie chciał obciążyć wychowaniem swoich dzieci  jej rodzeństwa, bo i niby w imię czego. Dziś to doskonale rozumiem..... On wdowiec z małymi dziećmi które potrzebują matki. Ona wdowa z 4 dzieci które trzeba nakarmić, ubrać..... Uzupełnili się. On zarabiał (a umówmy się żeby utrzymać taką rodzinę trzeba się na-zapierniczać!) Ona zrezygnowała z pracy zawodowej, prała, sprzątała, gotowała, itd itp (też pełen szacun ogarnij tu człowieku taką gromadę, pewnie nie raz i nie dwa miała ochotę wysadzić w powietrze ten dom- nie dziwi mnie to). Jestem im za to wdzięczna i naprawdę bardzo to szanuje..... Ciocia (tak do niej mówię po dziś dzień) nigdy mnie nie przytuliła, nigdy nie powiedziała że kocha.... to okrutne ale dzieci w domu dziecka też maja ugotowane, posprzątane, też kontroluje się ich szkołę itp..... Zawsze bardzo mnie bolały jej słowa że traktuje Nas wszystkich jednakowo (w sensie jej dzieci i Nas) to były tylko puste słowa prawda była inna. Pozornie jeść dawała wszystkim, majtki tez prała wszystkie.....ale MATKOM która przytula, słucha, rozmawia, wspiera..... nie już taka była tylko dla swoich dzieci. .............i o to mam pretensje!!!! mam prawo je mieć!!! Do obojga do niej bo nie dawała do taty bo był na to ślepy i nie staną w mojej obronie.

   Myślałam że to już poza mną!!! Niestety nie ja wciąż czekam na jej gest, na miłość, na to że zostanie moją mamą............ NIE ZOSTANIE!!! NIE JEST NIĄ!!! NIGDY NIE BYŁA I NIE BĘDZIE!!!! Mam 28 lat już nie jestem małą niekochaną, zagubioną dziewczynką. Mam  cudownego męża, tworzę ciepły dom do którego lubią wpadać inni, mam obok wspaniałych przyjaciół.... jednak ciągle potrzebuję mamy. Mamy która poda przepis na zalewę do korniszonów, zapyta o wyniki badań, będzie dopingować w odchudzaniu, pogada o doświadczeniu rodzenia i zachodzenia w ciąże, pochwali, zrozumie,wesprze, zaprosi do siebie a w zasadzie będzie na Nas czekać i bez zaproszenia...

   We wrześniu bierze ślub mój brat będziemy mieszkać w jednym domu. My mieszkamy na górze Oni wprowadzają się po ślubie na dół. Od jakiegoś już czasu się meblują, malują itp wiją gniazdko jednym słowem. Dziś  A. robiła tam porządki zapukałam i weszłam na dół bo chciałam jej pokazać sukienkę   o której rozmawiałyśmy a którą to tyle co dostarczył kurier na sobotnie wesele (swoja drogą kurka wodna nie mierzyłam jej jeszcze ale chyba będzie zbyt opięta buuu). Wchodzę i co a raczej kogo widzę??? Tak ciocia..... podziwie wspiera, doradza............zabolało. Po ślubie jestem 15 miesięcy a w mieszkaniu mieszkam prawie 22 miesiące. Wiecie ile razy była u mnie???? Uwaga: ta dam całe 0 razy. Nie była, a na zaproszenie na kawę usłyszałam: kiedyś przy okazji....
Na wigilie co roku zjazd rodzinny jej dzieci, moje rodzeństwo- wszyscy. Póki mieszkałam z nimi też bywałam bo mieszkałam. Odkąd się wyprowadziłam nigdy nie zaprosiła....nie potrzebowałabym extra zaproszenia ale wszystkich zwyczajnie pyta czy będą jak co roku....mnie nie zapytała nigdy! Kilka razy w roku zamawiają rodzice Mszę św (np rocznica śmierci mojej mamy, jej 1 męża) dzwoni zawsze powiedzieć o tej Mszy (wiem bo mówi mi o tym rodzeństwo) mnie o Niej nie powiedziała nigdy!!! To jest to jej "wszystkich traktuję jednakowo" a no gówno prawda.
     Niby już jest ok. Przez te lata trochę się już uodporniłam i nie szlocham w poduszkę.... Niemniej jednak takie sytuacje jak ta dzisiejsza nadal kłują w serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz